1024. Mówią o nim Kadafi, trup się za nim ścieli, ze sprawdza się przysłowie: po trupach do władzy, czytaj wiec…

Główny watek rozdziału:  Nie da się zakończyć żadnego rozdziału z pisowskimi aferami, bo każdego dnia odkrywane są kolejne. To coś tak  niewiarygodnego, że nawet najzdolniejszy pisarz nie wymyślił by, takiego scenariusza. Nawet nie wiem jak to określić.  Dlatego za każdym razem myślę, ze koniec danego rozdziału ale na następny dzień znowu dodaje inny watek. Takim sposobem najstarszy temat a raczej afera jest na końcu a najnowsza – na początku rozdziału.


———————————————————————————-
Dzień pamięci PiS-obłędu
15 rocznica samobójczej śmierci Lecha i zamordowania przy okazji kolejnych 95 ofiar partyjnego bałaganu, pychy, wyrachowania politycznego i niekompetencji Kaczyńskich.
Czy znowu zamkną Warszawę, aby główny, niedawny jeszcze okupant kraju mógł w towarzystwie żołnierzy złożyć wieniec pod pomnikiem samobójcy i mordercy?
Czy zablokują plac i okoliczne ulice, wystawią snajperów, spiszą lub zatrzymają każdego pojawiającego się w tej okolicy, aby miłość suwerena do okupacyjnej władzy partyjnej i jej obłędu dalej cementowała „rasę panów”?
Tak zwykle przebiegał dzień cynika, bezczelnego kłamcy i psychopaty. Dzień bałaganu, obłędu narodowego i religijnej kompromitacji.
To również dzień pamięci o złodziejach wieńców niesłusznych — żołnierzy Błaszczaka i zakapiorów Szymczyka. Dzień pamięci ekstazy szczujni TVP i orgazmu Macierewicza.
To dzień pamięci o wiecznym śledztwie prokuratury i komisji Antoniego smoleńskiego, które miało trwać po wsze czasy. Dlatego, że gęsta mgła, bałagan, pośpiech, niekompetencja, niewyszkolona załoga, upór w lądowaniu, nieczynne lotnisko, Jarek na telefonie, Błasik i diabli wiedzą, kto jeszcze nad pilotami w kabinie, nie wiadomo, kto za sterami, jeśli nie znalazł nawet lotniska, … parafialnych pelikanów nie przekonują o powodach katastrofy. Bo taki był interes tamtej PiS-władzy.
Nawet wrak był im niepotrzebny. Nie ścigali Sasina i Dudy, organizatorów wylotu, ale opozycyjnych liderów.
I tylko krętacz z łupieżem, cyniczna fleja napędzana trupim paliwem wydawał się w swoim żywiole.
15 lat, w każdym miesiącu zacierał ręce, bo trwale skłócił naród i rządził. Załatwił sobie pochówek na Wawelu i zapewnił haniebne miejsce w historii.
Szkoda tylko, że to nie karty historii dumnego i mądrego narodu, a czarne strony księgi otępienia, terroryzmu politycznego, kłamstwa i narodowego obłędu Polaków na czele z kościołem dominującym.
Nawet zwolennicy teorii spiskowych naszych dziejów znają prawdę o tym wywołanym przez bałagan i niekompetencje wtedy rządzących na czele z Lechem, ale trwają w obłędzie. Najlepiej zna ją Jarek, ale woli kłamstwa, pozornego szukania prawdy, bo to jego domniemana krzywda, i powód, aby jego zwolennicy modlili się za niego. A o to przecież chodzi.
Tymczasem, składam hołd wszystkim ofiarom katastrofy pod Smoleńskiem i wyrazy współczucia, szczególnie rodzinom i współpracownikom ofiar publicznych zaproszonych do rozpoczęcia tragicznej kampanii wyborczej Lecha w Katyniu.
Nieustająco składam też hołd ofiarom Katynia, których pamięć, tak brutalnie zbrukał nieodpowiedzialny wróg Polaków Kaczyński.
Adam Mazguła

PO TRUPACH DO CELU…
HIENY. Obiecałem napisać kilka zdań o śmierci Anny Kryńskiej. W tej części felietonu jej poświęconej nie znajdziecie żadnych nowych, zaskakujących informacji. To jest taki przypomnieniowy fragment posta. O okolicznościach śmierci Anny Kryńskiej napisałem już w przeszłości chyba 3 posty na Facebooku, opublikowałem także kilka felietonów w innych mediach i portalach społecznościowych. W każdym z nich sporo miejsca poświęciłem również tym, którzy tę śmierć na nią sprowadzili: Annie Plakwicz i Piotrowi Matczukowi (oboje na zdjęciu), Sebastianowi Kalecie i Katarzynie Matuszewskiej. I gdyby nie ta awantura wokół śmierci Barbary Skrzypek oraz furiacki atak PIS-dzielców na prokurator Ewę Wrzosek, pewnie był już do tego tematu nie powracał.
W 2018 r. kampanią wyborczą Patryka Jakiego – kandydata PIS na urząd Prezydenta Warszawy – kierował duet już właściwie „etatowych” głównych PR-owców Nowogrodzkiej: Plakwicz i Matczuk. To oni odpowiadali za organizację w 2016 r. kampanii „Sprawiedliwe sądy”, a w 2018 r. zlecili zrealizowanie i upowszechnianie spotu wyborczego PIS poświęconego uchodźcom, który w trakcie trwającej kampanii samorządowej miał uderzyć w PO. Był to prawdopodobnie najohydniejszy materiał wyborczy, jaki ukazał się w Polsce po 1989 r. Był tak tendencyjny, pełen kłamstw, rasistowskich haseł i bezpodstawnych oskarżeń, że nawet większość polityków PIS odcinała się treści tam pokazanych. To właśnie za propagowanie i udostępnianie tego spotu w mediach społecznościowych czworo PIS-dzielców (Kempa, Mazurek, Jaki i Poręba) zostało ponad rok temu pozbawione europejskich immunitetów.
Spot o uchodźcach miał uderzyć w całą PO, ale już w samej Warszawie do zaatakowania Trzaskowskiego miał posłużyć spot dotyczący dzikiej prywatyzacji nieruchomości. Taki właśnie temat wymyślili Plakwicz i Matczuk oraz zapewne Kaleta, który był (podobnie jak Jaki) członkiem komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji powołanej w 2017 r. przez PIS i uczestniczył jednocześnie w pracach sztabu wyborczego Jakiego. Jak zeznawali później w prokuraturze członkowie ekipy realizującej spot, polecenie szefostwa sztabu było wyraźne: „ma być krew i łzy”. Główną postacią spotu pt. „EksMisja” miała być właśnie 69-letnia Anna Kryńska, jedna z lokatorów kamienicy przy ulicy Poznańskiej, którzy zostali niegdyś usunięci z własnych mieszkań. Takiego wyboru dokonał zapewne Kaleta, który znał tę kobietę z jej wcześniejszych zeznań przed komisją ds. reprywatyzacji warszawskich nieruchomości. I to Kaleta lub Matuszewska przekonali sztabowców Jakiego do nakręcenia filmu w mieszkaniu Anny Kryńskiej. Co więcej, Kaleta doskonale zdawał sobie sprawę ze złego stanu zdrowia pani Kryńskiej, gdyż 3 tygodnie wcześniej rozmawiał z nią osobiście i po tym ich spotkaniu kobieta została odwieziona do szpitala, w którym usłyszała, że musi się jak najszybciej poddać operacji serca. Skoro o tym jej złym stanie zdrowia i planowanej operacji wiedział Kaleta, musieli wiedzieć także Plakwicz i Matczuk oraz Matuszewska z TVP Info, która realizowała kampanijny spot Jakiego i przeprowadzała wywiad z panią Kryńską.
Była to pierwsza od czasu eksmisji (i zarazem ostatnia) wizyta Anny Kryńskiej w jej dawnym mieszkaniu. W trakcie wywiadu kobieta doznała zawału serca i prosto z planu zdjęciowego została odwieziona do szpitala, w którym dzień później zmarła nie odzyskując przytomności. I w tym momencie na Nowogrodzkiej oraz w sztabie wyborczym Jakiego zapanowały popłoch i histeria. Wina sztabowców Jakiego oraz Kalety i Matuszewskiej za śmierć kobiety była bezsporna, a rozgłos, jaki towarzyszył temu skandalowi nałożył się na wielką awanturę i prokuratorskie śledztwo w sprawie wspomnianego spotu wyborczego o uchodźcach, za którego realizację odpowiedzialność również ponosił duet bandziorów: Plakwicz i Matczuk. W tej sprawie zresztą do zarzutów o publiczne „nawoływanie do nienawiści ze względu na pochodzenie narodowe, etniczne lub wyznanie” doszły szybko nowe: mataczenie, namawianie do składania fałszywych zeznań oraz utrudnianie śledztwa przez Plakwicz i Matczuka. Czyny te (art. 233 § 1 kk) zagrożone są karą do 8 lat więzienia.
Do mataczenia i niszczenia „dowodów” doszło również w sprawie śmierci Anny Kryńskiej. Cały materiał filmowy z jej udziałem został przez Matuszewską szybko zniszczony. Na czyje polecenie? Nietrudno się domyślić… Wprawdzie Matuszewska nie wymieniła z nazwiska tego, kto kazał jej zniszczyć film, ale po kilku miesiącach przyznała, że byli to „politycy”. A więc albo kandydat PIS Jaki, albo Kaleta. Ten sam Kaleta, który, jako jeden z pierwszych polityków PIS, zarzucił niedawno prokurator Wrzosek przyczynienie się do śmierci Barbary Skrzypek. To on napisał na platformie X, że kobieta zmarła kilka godzin (!) po przesłuchaniu w prokuraturze (potem poprawił na „kilkadziesiąt godzin”). Od tamtego czasu nie ma dnia, by Kaleta nie publikował na platformie X treści oskarżających prokurator Wrzosek, ostatnio napisał: „Trzaskowski jest beneficjentem działań pani Wrzosek w prokuraturze i ma obowiązek się z tego wytłumaczyć”…
Oczywiście w żadnej z opisanych spraw winni nie ponieśli konsekwencji. Był to przecież szczyt kampanii samorządowej, zaś w następnym roku czekały nas jeszcze ważniejsze wybory parlamentarne. PIS nie mogło się w tak gorącym okresie wyborczym okresie pozbyć Plakwicz i Matczuka, swoich najbardziej doświadczonych PR-owców, którzy w dodatku znali kulisy i wszystkie brudy Nowogrodzkiej. Prokuratura Ziobry w ogóle odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie świadomego narażenia Anny Kryńskiej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. W takim śledztwie przewijałoby się przecież na okrągło nazwisko Jakiego, ówczesnego zastępcy Ziobry, a jednym z podejrzanych stałby się szybko Kaleta, który wiceministrem sprawiedliwości został kilka miesięcy później! Postępowanie w sprawie spotu o uchodźcach wprawdzie rozpoczęto, ale bardzo szybko je umorzono. Prokuratorzy Ziobry nie dopatrzyli się żadnych dowodów na propagowanie nienawiści, a tylko… troskę o bezpieczeństwo obywateli RP! To, że widoczni na filmie chuligani palący samochody na ulicach szwedzkich miast nie byli żadnymi muzułmańskimi uchodźcami (jak twierdzono w komentarzu), tylko rodowitymi Szwedami, nie miało dla prokuratorów większego znaczenia. Nie miały również znaczenia wyssane z palca zatrważające liczby niemieckich kobiet rzekomo molestowanych seksualnie przez „muzułmańskie bestie”. Ziobro kazał umorzyć śledztwo, ale sąd nie zgodził się ze stanowiskiem prokuratury i niemal natychmiast polecił je wznowić. Ale proces do dziś się nie rozpoczął.
Plakwicz i Matczuk z powodzeniem kierowali sztabem wyborczym PIS w 2019 r., a w 2020 r. zostali na cito wezwani do ratowania kampanii „główki prącia Prezesa”. W 2023 r. niemal na pewno to oni właśnie byli pomysłodawcami słynnego spotu o Auschwitz, który wyemitowano przed naszym czerwcowym marszem. Michał Moskal, przydupas Kaczyńskiego, którego później obwiniono za realizację tego spotu, w rzeczywistości odpowiadał „tylko” za jego upowszechnienie w Internecie. Jestem przekonany, że także teraz Plakwicz i Matczuk współpracują ze sztabem Nawrockiego, ale już nieoficjalnie. Po 2020 r. Plakwicz miękko wylądowała w PKO BP. Oficjalnie została zatrudniona na stanowisku dyrektora ds. komunikacji i marketingu (skąd my to znamy?), ale w rzeczywistości Sasin powierzył jej tylko jedno zadanie: „wyczyszczenie” kadr banku z ludzi Cepa. I stąd jej ksywa „Inkwizytor”. Na początku 2024 r. wyleciała na zbity ryj z tej fuchy, ale bardzo szybko zatrudnił ją w NBP (jako szefową departamentu komunikacji) ten obleśny knur i złodziej Glapiński. Nie wiem, co się dzieje z Matczukiem, ale na pewno nie przymiera głodem…
ORDER. Barbara Skrzypek została przez „główkę prącia Prezesa” pośmiertnie odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Czyli drugim pod względem starszeństwa (po Orderze Orła Białego) naszym państwowym odznaczeniem cywilnym, nadawanym za „wybitne osiągnięcia na polu oświaty, nauki, sportu, kultury, sztuki, gospodarki, obronności kraju, działalności społecznej, służby państwowej oraz rozwijania dobrych stosunków z innymi krajami”. Odznaczenie to zostało ustanowione ponad 100 lat temu (w 1921 r.) przez Sejm Rzeczypospolitej, statut Orderu Odrodzenia Polski został ustanowiony dekretem Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, a na straży honoru Orderu stoi Kapituła Orderu.
W uzasadnieniu nadania zmarłej jednego z dwóch najwyższych odznaczeń państwowych znalazło się sformułowanie „za wybitne zasługi w służbie państwu i społeczeństwu”. Tymczasem z zeznań złożonych w prokuraturze przez Barbarę Skrzypek kilka dni przed jej śmiercią jasno wynika, że, choć oficjalnie była ona szefową kancelarii Prezesa PIS i dyrektorką biura prezydialnego PIS, to w rzeczywistości pełniła po prostu funkcję osobistej sekretarki Kaczyńskiego, może z nieco poszerzonym zakresem obowiązków. Umawianie terminów spotkań ze swoim szefem, pilnowanie harmonogramu tych spotkań, archiwizowanie dokumentów, przeglądanie korespondencji albo proponowanie gościom szefa kawy lub herbaty to nie są raczej „wybitne osiągnięcia na polu oświaty, nauki, sportu, kultury, sztuki, gospodarki, obronności kraju, działalności społecznej…”.
W Polsce jest pewnie grubo ponad milion sekretarek i sekretarzy, asystentek i asystentów, referentów i archiwistów, księgowych, przeróżnych specjalistów, kierowników i zastępców kierowników, zaopatrzeniowców, informatyków, gońców, kierowców itd. I setki tysięcy z tego ponad miliona wywiązują się ze swoich obowiązków służbowych bez zarzutu, nie gorzej od pani Skrzypek. I większość z nich też jest zapewne osobami bardzo sympatycznymi, empatycznymi i serdecznymi. A jednak żadnego z nich ani za ich życia, ani pośmiertnie „główka prącia Prezesa” nie uhonoruje ani Orderem Odrodzenia Polski, ani żadnym innym wysokim odznaczeniem państwowym.
Chyba dla wszystkich jest oczywiste, że pani Skrzypek nigdy nie zostałaby odznaczona żadnym orderem, gdyby nie była sekretarką i długoletnią, bliską współpracownicą akurat Kaczyńskiego. No i nie zostałaby odznaczona, gdyby nie zmarła w takich okolicznościach, w których winą za jej śmierć można obarczyć przeciwników politycznych PIS. Gdyby zginęła w wypadku samochodowym lub zmarła na raka jelita grubego – orderu by nie było. Skrzypek nie zostałaby ogłoszona ofiarą reżimu Tuska i o jej śmierci po kilku tygodniach wszyscy by zapomnieli. Gdyby Skrzypek rzeczywiście zasługiwała na order, to by go otrzymała już kilka lat temu, po przejściu na emeryturę.
Po pogrzebie dziennikarz zapytał jedną z wychodzących z cmentarza polityczek PIS (nie pomnę już jej nazwiska) o to, za jakie właściwie zasługi Skrzypek zastała uhonorowana tak wysokim odznaczeniem. W odpowiedzi usłyszał, że bardzo zasłużyła się swoją ponad 30-letnią działalnością dla dobra partii, a ponieważ PIS zrobiło tyle dobrego dla Polski i Polaków, zatem Skrzypek zasłużyła się także Polsce i całemu społeczeństwu. Taki był zresztą chyba odgórny przekaz Nowogrodzkiej, bo podobne pierdolenie słyszałem także z ust innych PIS-dzielców. Nie dość, że w ten sposób usprawiedliwiali nadanie wysokiego odznaczenia państwowego osobie, która – jeśli już zasługiwała na jakieś odznaczenie – to wyłącznie partyjne (np. honorowe członkostwo w PIS), a nie państwowe, to jeszcze stawiali znak „=” pomiędzy PIS a Polską i pomiędzy „działaniem dla dobra PIS” a „działaniem dla dobra Polski”. Idąc tym tokiem rozumowania „główka prącia Prezesa” ma pełne prawo w ostatnich miesiącach swojego urzędowania odznaczyć jeszcze kilkadziesiąt tysięcy członków swojej partii. A także zatrudnionych w Pałacu kucharzy, kelnerów, sprzątaczki, portierów, ochroniarzy, o wszystkich jego ministrach, doradcach, asystentach i kilkuset innych pracownikach jego Kancelarii nie wspominając…
Trudno działalność Barbary Skrzypek w czasach komuny (w tym także stanu wojennego) uznać za korzystną dla naszego kraju i społeczeństwa. Była ważnym trybem w machinie ówczesnej władzy. Wielu sędziów, których jedyną winą było to, że ukończyli studia i rozpoczęli karierę zawodową w czasach PRL-u, dziś „główka prącia Prezesa” nazywa pogardliwie i nienawistnie „postkomuną”. Trudno za zasługę dla Polski uznać także jej działalność jako członka zarządu spółki „Srebrna” i zarządu Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego. „Srebrna” została założona za pieniądze, które w 90. latach ukradli Polakom bracia Kaczyńscy, Glapiński oraz Zalewski. To za nasze pieniądze nabyła ona atrakcyjne nieruchomości w Warszawie, które dziś przynoszą dochód nie Polakom, tylko PIS. I Skrzypek o tym doskonale wiedziała…
Moim zdaniem „główka prącia Prezesa” najzwyczajniej przedobrzył i w swoim stylu wyskoczył przed szereg. Pośmiertne odznaczenie Skrzypek nie pomogło wcale PIS, tylko im raczej zaszkodziło, częściowo „przykryło” bowiem narrację o jej męczeńskiej śmierci. Dziś 22% osób ankietowanych twierdzi, że prokurator Wrzosek ponosi jakąś winę za śmierć Skrzypek, ale 45% jest przeciwnego zdania! Natomiast na pytanie, czy odznaczenie Skrzypek było uzasadnione, ponad 55% odpowiedziało „nie”. „Główka prącia Prezesa” zadał więc cios mitowi męczeństwa Skrzypek zanim jeszcze ten mit zdążył się zakorzenić w świadomości milionów Polaków. Wyrządził również krzywdę samej zmarłej oraz jej bliskim, których pragnieniem nie było raczej uczestnictwo w wielkim, nachalnym i pełnym kłamstw partyjno-propagandowym spektaklu. No i przy okazji zdeprecjonował jedno z naszych najwyższych odznaczeń państwowych. Ale tym to on się akurat przejmuje najmniej…
Dziękuję za uwagę.
I proszę o udostępnianie tego tekstu gdzie się da, komu się da i kiedy się da…
Jacek Bohdanowicz (vel Jacek Awarski/Nikodem/Winiarski)
Wszystkie reakcje:

Ty i 2 innych użytkowników

—————————————————————–

-Józef Adam Maz

Jarosław Kaczyński to nawykowy zarządca trupim paliwem.
Żywi się nienawiścią, narzucaniem norm dla innych, poniżaniem, a nawet upodlaniem ludzi i produkuje jad narodowy na skalę przemysłową. Zastanawiam się, kogo może reprezentować taki katolicki i bogobojny skarb ochraniany przez dziesiątki agentów. Tym bardziej, że znalazł nową pożywkę, która zmarła w jego interesie i myśli, że da się wmówić winę innym, a nawet poderwać swoją partię z przygnębienia winowajców w rozliczeniu do zwycięskiej aktywności.
Dokąd ciągnie nas za sobą jak niewolników swojej paranoi?
Aby jednak zrozumieć w pełni paliwo życiowe tego drania, musimy prześledzić jego życie w nienawiści.
Zrozumiałe jest, że mały Jareczek nie miał na to wpływu, ale urodził się w rodzinie komunistycznych morderców Polaków.
Nie chodzi mi o rodziców, ale wujków, którzy troszczyli się o małych Kaczyńskich tak bardzo, że odebrano willę rodzinie bohatera walki z bolszewizmem i przydzielono rodzinie przyszłych bohaterów narodowych.
Tak wyrastał on w atmosferze złotego dziecka, gwiazdy filmowej obeznanej z terrorem, jaki wujkowie czynili w Polsce. Nawet, gdy mu się noga podwinęła w szkole, można było liczyć na wuja i ominąć klasę idąc dalej ku karierze. Protektorat był wszechstronny.
Wojsko robiło z ofiar mężczyzn, ale Jarek nie służył, bo … nie chciał być mężczyzną? Widocznie uznał, że nie jest przeznaczony do walki w obronie którejś ojczyzny i nie będzie służył, bo powołany został, aby panować!
O maturze Kaczyńskiego i magisterce cicho w źródłach, ale doktorat znowu bolszewicki. Potem przyszły czasy tajnych współpracowników służb bezpieczeństwa i przeczytałem coś o „Balbinie”.
Samotnie krocząc przez życie, człowiek normalny nie jest szczęśliwy. Nie pokocha się z żoną, nie przytuli dziecka, nie nauczy syna grać w piłkę i jeździć na rowerze. Nie przeżywa jego pierwszej randki i pracy. Nie pomaga stanąć mu na nogi w samodzielnym życiu.
Samotnie można jednak rozmyślać o tym, co przeminęło, co się straciło, czego się nie przeżyło, co ominęło i kto jest temu winny. Można się żywić nienawiścią i obmyślać plany zniszczenia ludzi szczęśliwych i normalnych.
Samemu też trudno czegoś dokonać, więc poszukał Jarek sobie podobnych, sfrustrowanych i mało odpowiedzialnych ludzi. Takich, których można przekupić, albo dowartościować ich ułomność pozycją społeczną. Oni umieją dziękować i są najwierniejsi.
Dorzucił on do tego wiarę w cokolwiek, na przykład w zamach smoleński i partia gotowa.
Potem należało wmówić Polakom, że wszyscy kradną, reprezentują obce interesy i jedynym uczciwym jest Polak-katolik, biedny, zawsze życiowo zagubiony i nieszczęśliwy. Przykład stanowił fajtłapowaty dziadunio, który przedstawił się, jako troskliwy prezes wszelkiej mocy i cnót.
Do pełnego sukcesu wyborczego potrzebna była jeszcze emocja, tragedia, zagrożenie i zaangażowanie Boga. Takie wymagania gwarantuje śmierć i strach.
Jarosław Kaczyński nauczył się grać tymi emocjami i stały się mu drogowskazem lotu po władzę.
Kiedy trzeba było mocnego przekazu medialnego, że Jarosław bezwzględnie walczy z mafią węglową, wysłał umyślnych do Barbary Blidy, którzy po robocie zmienili ubrania, posprzątali i wyszli, twierdząc, że popełniła samobójstwo.
Jednak przekaz do mas parafialnych był taki, że walczy on z mafią, a winni tak się boją, że wolą siebie uśmiercić niż oddać w ręce „prawych i sprawiedliwych”.
W niewyjaśnionych okolicznościach zginęło bardzo wiele osób i dziwnym sposobem, wszystkie niosły jakiś przekaz dla parafian.
Andrzej Lepper, by nikt nie zaglądał władzy na ręce.
Gen. Sławomir Petelicki, czy płk Sławomir Berdychowski, by wiadomo było, że to partia kieruje siłami specjalnymi i aby nie było wątpliwości, mianowano niespełniającego wymogów dowódcy, ale wiernego „Pontona”.
Igor Stachowiak został zamordowany na komisariacie, aby policjanci wierzyli w swoją bezkarność, dopóki służą partii…
Katastrofa smoleńska była wynikiem skandalicznych zaniedbań i bałaganu wokół obu Kaczyńskich. Jarek wymyślił, aby wykorzystać tragiczną śmierć polskich oficerów w Katyniu i innych miejscach kaźni do kampanii wyborczej na prezydenta swojego brata. Późny wylot samolotu kazał lądować delegacji szybko, więc wbrew wszelkim zasadom. Ponadto, czekał terminowy przekaz medialny i przyszli wyborcy. Lech Kaczyński mógł przerwać to szaleństwo lądowania we mgle, ale wolał zginąć i zamordować 95 innych osób. Dla dobra sprawy i Jarka z samobójcy i mordercy, z nijakiego prezydenta został bohaterem licznych pomników, nazw ulic i placów, dla którego wyniesiono Piłsudzkiego ze swojej krypty na Wawelu.
Jednak tę tragedię dało się wygrać na o wiele szerszy sposób. Po kilku dniach autentycznej żałoby narodowej zaatakował Jarosław swoich przeciwników politycznych, oskarżając o zamach. Potem, o współpracę z obcymi mocarstwami, o niedopełnienie obowiązków wszystkich, tylko nie siebie oraz Sasina i Dudy, którzy organizowali wylot.
Jarosław Kaczyński ukradł w ten sposób pamięć Katynia dla swojej gry na trupach, bo niewielu już wspomina tysiące zamordowanych polskich oficerów służących Polsce, tylko smoleńską kompromitację.
Dowodem jest fakt, że nigdy, żaden Kaczyński, przed czy po katastrofie, nigdy nie był w Katyniu.
Oszustwo smoleńskie pozwoliło napełnić kieszenie i konta swoim, zaszczuwać przeciwników politycznych ciągle nowymi „rewelacjami” A. Macierewicza i atakować propagandowo kłamstwami.
Kiedy zabrakło paliwa śmierci, to zaczęto ekshumacje, wbrew logice i woli wielu rodzin. Makabryczne „przecieki” z tej podłej akcji Kaczyńskiego niosły tyle samo emocji, co pogardy.
To był cel Jarosława Kaczyńskiego, który żywi się politycznie śmiercią.
Dlatego stworzył on partyjną machinę nienawiści i zaangażował do niej ministerstwa, telewizję, radio, czasopisma, Internet…
Atak taki przeżyłem i ja, kiedy zaszczuwał mnie łajdak bezczelnymi kłamstwami we wszystkich mediach. Wiem, jak ta podła broń działa przeciwko całej rodzinie. Podczas ostatniej kampanii wyborczej, na wszystkich spotkaniach wymieniał moje nazwisko, szczując na mnie jak Duda na LGBT.
Od podobnej akcji nienawiści i produkcji jadu narodowego zginął w sposób pokazowy, zastraszający samorządowców i wspierających WOŚP, Paweł Adamowicz.
Prokuratura Ziobry robiła wszystko, aby w społeczeństwie przebiła się myśl, że i mordercę nie spotka kara, bo postępował, jak politycznie od niego oczekiwano.
Jak na zawołanie, popełniają w nieprawdopodobny sposób samobójstwa podejrzani i zatrzymani, którzy znają fakty z afer PiS-u.
W więzieniach PiS-władzy nawet mistrz pięściarski wiesza się w pozycji poziomej i traci życie.
Teraz wszyscy wiedzą, że nie wolno zeznawać przeciwko PiS-koleżankom i kolegom.
Tę samą myśl niosą ze sobą wspierani przez policje faszyści, organizując marsze nienawiści. Kaczyński kazał szkalować ludzi, którzy przeciwko temu protestują, bo faszyzm to śmierć, jego trupie paliwo.
Jest tolerancja dla wieszania symbolicznego na szubienicach, dla palenia kukieł osób ważnych lub innej narodowości. Atakuje się brutalnie spotkania osób LGBT, Strajku Kobiet, KOD-u, samorządów (gdzie nie rządzi PiS), prawników i ich samorządy, ludzi odmiennych rasowo. Jednocześnie umarza się śledztwa przeciwko jego „pożądanej” agresji.
Nie wszczyna się postępowań wobec sprawców gigantycznych afer, gdzie są zamieszani członkowie kierownictwa PiS, a jest takich setki.
Trupie paliwo Kaczyńskiego dopadło też służbę zdrowia i doprowadziło do nadmiernych śmierci 40 tys. Polaków rocznie. Z czasem przyszła zbawienna dla PiS-u pandemia i ilość śmierci Polaków się spotęgowała, a Kaczyński robił na niej interesy, okradając służbę zdrowia.
Zdemolował on lasy i parki narodowe, powietrze, którym oddychamy i zniszczył perspektywę budowy alternatywnych źródeł energii. Stworzył on modę na mordowanie bez opamiętania dziko żyjących zwierząt.
J. Kaczyński, zachowuje się jak pasożyt śmierci i dewastacji, a przybyły wirus był jak dar. Atak po władzę na trupach to dla niego idealna i już przerabiana sytuacja. Na początek zabrał on wszelkie prawa człowieka Polakom zwykłą ustawą.
Każdą deklarowaną chęć współpracy z PiS-em w walce z pandemią, traktował nie jak wspólną odpowiedzialność za obywateli naszego kraju, ale jak oznakę słabości opozycji.
J. Kaczyński, zniszczył kraj, zadłużył, rozbił jedność narodową, podzielił i skłócił Polaków.
Wywyższył haniebne słowo – kłamstwo, do roli pozytywnej i pożądanej. Z oszustwa zrobił oręż, a z mediów siłę agresji propagandowej. Z ludzi ułaskawionych zrobił ministrów, z P. Jakiego w 3 miesiące doktora nauk wojskowych z więziennictwa w lotniczym systemie obrony kraju, a z komunistycznych aktywistów stanu wojennego sędziów pseudo trybunału.
Kaczyński robi wodę z mózgu parafialnej ciemnocie i chce panować przy pomocy kolejnej pożywki śmierci. Tym razem kosztem ofiar koronawirusa. Tu skala zaniedbań, niedopełnienia obowiązków i korupcji kosztem zarażonych jest niewyobrażalnie wielka.
Jednak, kiedy wybuchła z ogromną siłą, Kaczyńskiemu nie było dość, bo przykrył kolejne swoje s-syństwo. Bocznymi drogami zaostrzył prawo aborcyjne, aby zadowolić swoich miłośników ludzkiej krzywdy w biskupich sukienkach.
Tak wywołał nie tylko protesty w całym kraju, ale i żniwo masowych śmierci wynikającej z indolencji władzy, niebywałego bałaganu i niekompetencji.
Kiedy pandemia już nie wystarczała, wysłał swego emisariusza na Białoruś do ciepłego człowieka. Zagotował granicę śmiercią migrantów, kobiet i dzieci oraz przestraszył naród swoją propagandą. Dbał jednak o wizerunek partii śmierci, rozpowszechniając tylko swoje manipulacje i kłamstwa, na inne media nałożył cenzurę stanu wyjątkowego.
W tej sytuacji jest zbawcą, jest wszechobecna śmierć, jest wiara i władza, która utrwali tę świętość. Brakuje tylko krzyża, narzędzia śmierci, ale i ten brak jakoś się uzupełni. Jego wyznawcy krzyczą – „Jarosław, Polskę zbaw!”
Prze Kaczyński dalej do trupiej władzy z takim uporem i w takim bałaganie, jak do lądowania w Smoleńsku.
Przepowiadał III wojnę światową. I już wzorzec ustrojowy Kaczyńskiego z Kremla najechał Ukrainę. Pojawiła się nowa szansa na straszenie wojną i ocieplenie wizerunku na skalę międzynarodową.
Każdy normalny mąż stanu, wzniósłby się na wyżyny aktywności, budując solidarność ludzi i państw we wspólnej walce z zagrożeniem. Jednak dla niego, w tej sytuacji, ważniejsze jest ogranie polityczne naiwnych.
Widać, jaki podły i nieprzystosowany do normalnego życia jest ten psychopata?
Brzydzę się nie tylko Kaczyńskim, ale i całą rzeszą jego zwolenników gloryfikacji ciemnoty i śmierci.
Polskie przysłowie mówi, że jeśli mieczem wojujesz, od miecza giniesz. Taki i temu mordercy koniec przepowiadam. Robię to z troski o pamięć pomordowanych z jego ponurego hobby i trupiego paliwa do politycznego utrzymania władzy.
Tymczasem muzeum figur woskowych w Londynie postawiło nową figurę w kolekcji dyktatorów. Ma zapięty rozporek, nie ma łupieżu, jadu na ustach i ma czyste buty, nawet do pary. Taki wyidealizowany woskowy wzorzec dyktatora partyjnego reżimu PiS-Polski.
Kaczyński w końcu przegrał wybory i wie, że tylko trupie paliwo może go znowu wynieść do władzy. Prowokował, wmawiał ludziom, że rozliczenia jego złodziejskiej władzy to bezprawie, a w obronie zamykanych organizował szturmy modlitewne.
Aż przyszło przesłuchanie jego najbliższej współpracowniczki, która podobno coś sypnęła przeciwko Kaczyńskiemu. Zmarła trzy dni po wizycie w prokuraturze i zaraz po rozmowach z Kaczyńskim. Jarek natychmiast winę odrzucił od siebie.
Kto osiągnął korzyści ze śmierci Barbary Skrzypek?
No, przecież nie prokuratura, która straciła świadka przenikania obcej agentury z ubecji PRL do władzy Kaczyńskiego. Znała ona wszystkie tajemnice PiS i jego prezesa, a nawet była organizatorka jego życia.
Korzyści zbawienne ze śmierci świadka osiągnął Jarosław Kaczyński i jego zakapiory ciemnych interesów.
Jeśli za dużo wiedziała i siedziała cicho, to nic jej nie groziło. Jednak, kiedy zaczęła zaznawać, została wezwana na dywanik prezesa i tego spotkania nie przeżyła.
Kaczyński natychmiast oskarżył o jej śmierć prokuraturę i jak to ma w zwyczaju, wzniecił psychozę sugerowania przyczynienia się do jej śmierci rządzących. Tymczasem jej śmierć była tylko w jego interesie.
Po pierwsze, odsuwa podejrzenie o przyczynienie się do śmierci świadka od siebie, chociaż, to on ją widział ostatni.
Po drugie, zaatakował prokurator Ewę Wrzosek, która prowadzi śledztwo przeciwko niemu i domaga się jej oskarżenia, a tym samym odsunięcia od jego sprawy.
Po trzecie, ruski zdrajca może teraz robić to, co umie najbardziej – grać politycznie na grobie.
Dziś rozpętuje kolejną eksplozję oskarżeń władzy i wznieca masowe protesty, bo to jedyna droga do ulubionego chaosu i bałaganu, na którym może wrócić do władzy.
Mam nadzieję, że Polacy już nie dadzą się nabrać na trupie paliwo Kaczyńskiego.
Adam Mazguła
————————————————————–
Panie Kaczyński gdzie pan był gdy zmarła Pani Kryńska, dlaczego wówczas nie krzyczał pan o mordzie politycznym, w tamtej sprawie nie było wątpliwości, że pana koalicjant przyczynił się do śmierci tej Pani. Teraz gdy po trzech dniach od przesłuchanie zmarła Pani Skrzypek, doszukuje się pan mordu politycznego. Jeszcze jedno, może pan powie opinii publicznej o czym pan rozmawiał z Panią Skrzypek po przesłuchaniu i dlaczego nie postarał się pan o pomoc medyczną dla tej Pani skora tak się źle czuła?Opozycjonistów nazywał pan KANALIAMI a jak w świetle tych wiadomości nazwać pana? W czerwcu 2020 próbowano wyciszyć śmierć bohaterki spotu Patryka Jakiego. Anna Kryńska miała być jedną z bohaterek spotu Patryka Jakiego, gdy walczył o prezydenturę Warszawy. Zmarła. Onet dotarł do prawdziwej wersji wydarzeń.
„Ze wzruszenia pękło jej serce” – taka wersja trafiła do tabloidów po śmierci Anny Kryńskiej, ofiary dzikiej reprywatyzacji, która miała być jedną z bohaterek spotu wyborczego Patryka Jakiego w kampanii o prezydenturę Warszawy. Dziennikarz Onetu Janusz Schwertner dotarł do prawdziwej wersji wydarzeń. Spot realizowała firma Solvere, znana z innych pisowskich kampanii (m.in. „Sprawiedliwe sądy”, szkalującej polskich sędziów), we współpracy z Michałem Lorenzem, synem znanego kompozytora, szarą eminencją marketingu byłego obozu władzy. Reprywatyzacja to był temat, którym Patryk Jaki chciał wygrać z Rafałem Trzaskowskim prezydenturę stolicy. W spotach miały być silne emocje. Jak to określił jeden z rozmówców Schwertnera: „ofiary miały srać łzami przed kamerą”. Na prośbę Sebastiana Kalety, byłego wiceministra sprawiedliwości, rekrutacją bohaterów i prowadzeniem rozmów z nimi zajęła się dziennikarka ówczesnego TVP Info Katarzyna Matuszewska. To ona przyprowadziła Annę Kryńską na plan do kamienicy przy ul. Poznańskiej, gdzie wiele lat mieszkała i skąd została wyrzucona przez „czyścicieli”. Gdy padło pierwsze pytanie, kobieta zesztywniała, upadła i straciła przytomność. Trafiła do szpitala i dzień później zmarła, nie odzyskując przytomności. W opinii lekarzy przyczyną śmierci był rozległy zawał spowodowany silnym stresem. Matuszewska przyznała, że była świadoma stanu zdrowia kobiety. Nie tylko ona zresztą. Trzy tygodnie wcześniej, podczas spotkania dotyczącego reprywatyzacji, w którym uczestniczył m.in. Sebastian Kaleta, Anna Kryńska zasłabła i trafiła na OIOM. Miała mieć wszczepiony rozrusznik serca, czekała na termin operacji. Nie powinna sama wychodzić nawet do sklepu. A mimo wszystko ekipa nagrywająca spot i ludzie ze sztabu Jakiego postanowili w ostatniej chwili ściągnąć ją na plan. „To był moment, w którym zdaliśmy sobie sprawę, że przegięliśmy tak, jak nigdy wcześniej. Chcieliśmy wyciągać łzy od kobiety oczekującej na operację ratującą życie, z chorym sercem, płucami… Byliśmy przerażeni. Wiedzieliśmy, że nigdy nie powinniśmy do tego dopuścić i że ta sprawa to dla nas tykająca bomba. Wtedy zaczęła się rozmowa, jak to wszystko uciszyć, żeby o prawdziwych okolicznościach nie dowiedzieli się dziennikarze” – opowiada Januszowi Schwertnerowi jedna z osób, która brała udział w produkcji spotu. Sprawę na pewien czas udało się wyciszyć. Córka Anny Kryńskiej Karolina za namową Sebastiana Kalety nie kontaktowała się z mediami. Gdy jakiś czas później próbowała dotrzeć do nagrania z ostatnimi chwilami życia swojej matki, polityk PiS obiecał pomoc, ale potem zamilkł. Córka Kryńskiej odsyłana była od firmy do firmy, aż w końcu dowiedziała się, że nagranie zostało skasowane, nie wiadomo, przez kogo i w jakich okolicznościach. Tak się robi politykę na umarłych, na tragediach, a jeśli pójdzie coś nie tak to materiały ulegają samozniszczeniu, laptopy wpadają do wanny, akta znikają, a czasem i świadkowie.
Wszystkie reakcje:

94

(koniec rozdziału)

Dodaj komentarz